"Igrzyska z moją zawodniczką byłyby spełnieniem marzeń!". Mariusz Giżyński - jeszcze maratończyk, już trener [WYWIAD]

 

"Igrzyska z moją zawodniczką byłyby spełnieniem marzeń!". Mariusz Giżyński - jeszcze maratończyk, już trener [WYWIAD]


Opublikowane w śr., 13/11/2019 - 15:23

Mariusza Giżyńskiego w biegowym światku przedstawiać nie trzeba. Pochodzący z Płocka, ale od blisko dwóch dekad mieszkający w Warszawie 38-letni biegacz to od dawna jeden z najlepszych polskich maratończyków, z rekordem życiowym 2:11:20. W tym roku po raz trzeci został wicemistrzem Polski (wcześniej w 2009 roku i 2018 roku) i walczy o prawo startu w igrzyskach olimpijskich w Tokio.

Orlen Warsaw Marathon dla Etiopczyka Regasy. Marcin Chabowski czwarty, ale ze złotym medalem. Srebro dla Mariusza Giżyńskiego

Jednocześnie... o Mariuszu Giżyńskim coraz częściej zaczynamy mówić „trener”. Mamy na myśli, oczywiście, bieganie na poziomie wyczynowym, bo ambitnym amatorom „Giża” pomaga już czas jakiś. Na początku roku Dominika Stelmach poprosiła go o pomoc w spełnieniu „olimpijskiego marzenia” , a ostatnio objął opiekę szkoleniową Annę Gosk, co od razu przyniosło świetny debiut białostoczanki w maratonie – 2:34:57 w październiku we Frankfurcie.

Ze Stelmach na razie tak dobrze nie poszło i zawodniczka zrezygnowała ze starań o Tokio, ale i ona mówi o Giżyńskim w samych superlatywach.

"Projekt-marzenie Tokio 2020 zamknięty!. Dominika Stelmach wkracza na nową (biegową) drogę życia

Mariusz Giżyński: Bardzo się cieszę, że dziewczyny tak uważają, sukces czy porażka zawsze są wspólne. Relacje zawodnik-trener są niezwykle ważne, bardzo mocno wpływają na rezultat, żeby szło do przodu – wszystko musi grać. Z Anią Gosk dopiero się poznajemy, pracuje według mojego pomysłu od sierpnia, od zakończenia roztrenowania. To bardzo krótki okres.

Piotr Falkowski: Czy to oznacza, że „biegacz Giżyński” przygotowuje się do zakończenia kariery i staje się „trenerem Giżyńskim”?

To kiedyś na pewno nastąpi, bo nie da się na wyczynowym poziomie biegać zbyt długo, ja trenuję już 25 lat! Ale na razie jeszcze walczę, nie zawieszam butów na kołku, a stopera na szyi. To nie ja zabiegałem o pracę trenera, to Dominika, a potem Ania poprosiły mnie o pomoc. Myślałem zresztą, że będzie wyglądało to inaczej: miałem być raczej konsultantem, tylko podpowiadać, doradzać.

Trenerem Anny Gosk był do tej pory mój kolega Tomasz Dąbrowski z Podlasia Białystok. Już w ubiegłym roku powiedział mi, że Ania ma biegać maraton i poprosił o pomoc. Życie potoczyło się jednak tak, że w tym roku Tomek zawiesił pracę trenerską i od sierpnia ja przejąłem rolę jej szkoleniowca.

Jak wygląda wasza współpraca? Jako zawodnik wyjeżdżasz często na obozy, masz swoje starty, mieszkacie w różnych miastach: Białymstoku i Warszawie. W jaki więc sposób zajmujesz się bieganiem Anny Gosk?

Układam jej plan zajęć, to jest trening na kartkę, mejle, smsy i telefon. Przed Frankfurtem widzieliśmy się tylko raz, na teście wydolnościowym Ani w Warszawie. Tak teraz wygląda nasz świat, większość osób tak trenuje. Zawodniczka musi sobie radzić, realizować wytyczne indywidualnie i na razie robi to wręcz idealnie, jak doświadczona maratonka. A wiosną może uda się razem pojechać do Stanów Zjednoczonych, na obóz wysokogórski do Albuquerque, wtedy będę mógł zająć się pracą z Anią zdecydowanie bardziej.

Chciałbyś mieć ją na oku na co dzień?

Oczywiście, to chyba marzenie każdego trenera i każdego zawodnika. Ale jest to bardzo trudne, logistycznie i finansowo. Wyjazdy na długie i dalekie obozy drogo kosztują. Ja w mojej długiej karierze maratończyka też rzadko miałem taki komfort, żeby trener był ze mną cały czas. (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce