"Igrzyska z moją zawodniczką byłyby spełnieniem marzeń!". Mariusz Giżyński - jeszcze maratończyk, już trener [WYWIAD]
Opublikowane w śr., 13/11/2019 - 15:23
Bardzo dużo czasu poświęcamy Annie Gosk – i nic dziwnego, bo to temat wdzięczny do omawiania. Ale jesteś trenerem jeszcze jednej zawodniczki, z nią zacząłeś pracować wcześniej, bo już na początku roku i tak z górki nie jest. Mówię, oczywiście, o Dominice Stelmach.
Z Dominiką jest ten problem, że ma mnóstwo różnych celów i nie potrafi zdecydować, co chce w życiu biegowym robić. Ja jestem jej konsultantem do spraw maratonu, ale Dominika próbuje pogodzić z maratonem wiele innych, często całkiem innych, biegów. Łączenie tak różnych konkurencji zdarza się w biegowym świecie nader rzadko.
Ale będziecie nadal współpracowali?
To zależy głównie od Dominiki. Teraz jest chwila na przemyślenia, bo wyjechała do Argentyny, gdzie w następny weekend wystartuje w mistrzostwach świata w biegu górskim. Rozmawialiśmy ostatnio dosyć długo i postawiłem sprawę jasno: albo w przygotowaniach do maratonu współpracujemy na moich zasadach, albo ja nie będę mógł dalej pomagać.. Szkoda przede wszystkim ciężkiej pracy Dominiki i jej wyrzeczeń.

Co to znaczy „na twoich zasadach”?
To znaczy, że jeśli stawiamy na maraton, to trenujemy tylko i wyłącznie do maratonu. Nie ma po drodze innych startów poza wspierających ten bieg, tak jak to było tej jesieni. Dominika, wzorem Australijek, próbuje godzić i łączyć różne formy biegania. Do tej pory starałem się w tym pomóc, ale to wyraźnie nie wyszło. W sierpniu byliśmy razem na obozie w Szklarskiej Porębie, wszystko wyglądało bardzo dobrze, Dominika trenowała na poziomie Ani Gosk, ale w jej kalendarzu znów pojawiły się starty niezbyt służące maratonowi.
Oczywiście, wiem, że Dominika jest w innej sytuacji, ona żyje z biegania i czasami musi biegać tam, gdzie wymaga sponsor, ma jakieś zobowiązania albo może zarobić pieniądze, ale to wszystko, niestety, nie zagrało na trasie maratonu we Frankfurcie, który był celem sezonu jesiennego. Ciągle wierzę, że Dominika może pobiec zakładane na ten rok 2:33, ale na to musi się złożyć wszystko.
Czy Anna Gosk i Dominika Stelmach to wszystkie zawodniczki na poziomie wyczynowym, których jesteś trenerem, czy sprawujesz opiekę szkoleniową nad jeszcze jakimś maratończykiem?
Pomagam jeszcze kilku osobom, ale tam nie ma mowy o wyczynie. Ociera się o taki poziom Jacek Wichowski, który biega 5 km poniżej 15 minut, a teraz w Biegu Niepodległości w Warszawie pobił rekord życiowy na 10 km o 53 sekundy! „Życiówka” Jacka wynosi teraz 31:04, ale jest on jednak ciągle bardzo dobrym i ambitnym amatorem. Najdłużej natomiast trenuję mego brata Przemka, który doszedł do 2:26 w maratonie. Jego bieganie to nasza wspólna fantastyczna przygoda!

A myślisz o tym, żeby powiększyć swoją „stajnię” maratończyków?
Na razie zdecydowanie nie. To zbyt wymagające zajęcie, zbyt duże zobowiązanie. Na takim zawodniku trzeba cały czas się skupiać, monitorować jego samopoczucie, mieć w głowie jego zmęczenie treningiem... Bo taki trening polega właśnie na umiejętnym sterowaniu zmęczeniem. Nie może być zbyt duże, ale nie może też być zbyt lekko, bo potem w maratonie nie wyjdzie.
Dlatego ja nie wierzę, że można z sukcesami prowadzić dużą grupę zawodników na poziomie wyczynowym. Na świecie widać, że grupy zamykają się w gronie, powiedzmy, 10 biegaczy czy biegaczek. A poza tym ja chcę się jeszcze skupić na sobie, moim celem jest wywalczenie wiosną kwalifikacji olimpijskiej i potem start w igrzyskach w Tokio.

A myślisz, żeby w przyszłości, po zakończeniu kariery biegowej, zając się pracą trenerską zawodowo?
Jak najbardziej tak, chociaż w naszych realiach nie jest to łatwe. Musiałoby się zgrać kilka czynników, bo nie jest to łatwy kawałek chleba. Znowu długie wyjazdy, nie ma z tego za dużych pieniędzy, bo w maratonie nawet wyniki na poziomie czołówki europejskiej nie gwarantują sukcesów na świecie. No, ale jest to coś, co potrafię robić i w czym się dobrze czuję, więc chciałbym być trenerem.
W takim razie życzę jak najlepszego roku, tak byście razem z twoją zawodniczką pojechali oboje do Tokio i stanęli na starcie olimpijskich biegów maratońskich.
To byłoby spełnienie moich marzeń! Dziekuję za te bardzo trafione życzenia! (śmiech)
Rozmawiał Piotr Falkowski

