Rok po porodzie na podium MŚ 24H. Aleksandra Niwińska: "Jestem z siebie dumna!"
Opublikowane w czw., 31/10/2019 - 21:53
W październiku 2018 roku urodziła córeczkę Weronikę. Dokładnie rok później stanęła na podium Mistrzostw Świata w Biegu 24-godzinnym we francuskim miasteczku Albi. Aleksandra Niwińska przebiegła w ciągu doby 238,379 km i wywalczyła srebrny medal w rywalizacji drużynowej (z Patrycją Bereznowską i Małgorzatą Pazdą-Pozorską). Indywidualnie zajęła 9 miejsce.
Tak szybki powrót do światowej czołówki 33-letnia Ola uważa za największy wyczyn.
- To, że już po roku wskoczyłam z powrotem na tak wysoki poziom jest zdecydowanie moim wielkim osiagnięciem.

To jak wyglądał ten ekspresowy powrót do wyczynu i grona najlepszych ultra biegaczek świata?
Dość szybko zaczęłam biegać po porodzie. Wrócić do formy pomogły mi zajęcia z fizjoterorapii dla kobiet w ciąży i w lutym, a więc niecałe 4 miesiące po przyjściu Weroniki na świat, robiłam dłuższe rozbiegania, jeszcze wtedy dość wolne, bo w tempie około 6:30/km. Ale już 2 miesiące później przebiegłam Orlen Warsaw Maraton w średnim tempie 4:28/km, ustanowiłam swój rekord życiowy 3 godziny 8 minut i 10 sekund. Postęp szybkościowy był bardzo znaczący, ale brakowało mi bazy z wysiłku tlenowego, bo nie przepracowałam zimy. Pewnie dlatego pod koniec biegu łapały mnie skurcze. W maju miałam jeszcze wystartować w ultramaratonie nad Balatonem i potem spokojnie przygotowywać się do mistrzostw świata w Albi. Byłam przekonana, że mam pewne miejsce w reprezentacji Polski. Tymczasem na początku miesiąca dowiedziałam się z waszego portalu, że... wcale tak nie jest!
Na jakiej podstawie byłaś pewna miejsca w kadrze narodowej? Przecież dopiero właśnie w maju PZLA ogłosił regulamin kwalifikacji, który my od razu opisaliśmy.
Tyle że nam wcześniej podano całkiem inne zasady! Koordynator biegów ultra w PZLA poinformował, że podobnie jak przed poprzednimi imprezami mistrzowskimi do kwalifikacji liczą się wyniki w 2 pełnych lat poprzedzających zawody docelowe. Czyli do MŚ w Albi miały liczyć się rezultaty z lat 2017-18. A ja z MŚ 2017 w Belfaście miałam wynik ponad 251 km, znacznie przekraczający wymagany próg (Niwińska zdobyła srebrny medal ustępując tylko Patrycji Bereznowskiej – red.).
Opisany przez wasz portal festiwalbiegow.pl komunikat PZLA był dla mnie i mojego męża-trenera Macieja Żukiewicza jak grom z jasnego nieba! Wyniki z roku 2017 przestały się liczyć, a ja w 2018 już nie startowałam, bo byłam w ciąży.
I co postanowiliście?
Jedyną sensowną decyzją była rezygnacja z MŚ! Do Albi było niespełna pół roku. Nie widziałam szans na pobiegnięcie w tak krótkim czasie zawodów 24-godzinnych, zregenerowanie się po nich i dobre przygotowanie do październikowych mistrzostw. Postanowiliśmy zatem skończyć sezon i rozpocząć spokojne przygotowania do najważniejszych startów w roku 2020, czyli ME 24H.
Jak w takim razie znalazłaś się w Albi i wróciłaś z Francji z medalem MŚ?
Ano, jak to w życiu bywa, jeszcze raz zmieniłam zdanie (śmiech). Pomyślałam, że skoro od paru miesięcy trenuję, forma rośnie w szybkim tempie, a w mój powrót do sportu zaangażowało się tak wielu ludzi: mąż, dziadkowie i nie tylko, że warto jednak powalczyć.

Zawodów 24-godzinnych nie ma jednak zbyt wiele, to nie bieg na 10 km czy półmaraton, które są organizowane w niemal każdy weekend.
Tak, znaleźliśmy jednak bieg dobowy w Reichenbachu pod koniec czerwca. Postanowiłam pobiec tam bardzo zachowawczo, tak żeby się zbytnio nie zmęczyć, wyłącznie na minimum. Wskoczenie na szóste miejsce w reprezentacji na Mś dawał mi wynik w granicach 210 km. Zrobiłam w Niemczech swoje, po 22 godzinach miałam przebiegnięte już 200 km i końcówkę biegłam, a właściwie marszobiegłam już wolniutko. Skończyłam rezultatem 216 km. (czytaj dalej)
Strony
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »

