Rok po porodzie na podium MŚ 24H. Aleksandra Niwińska: "Jestem z siebie dumna!"

 

Rok po porodzie na podium MŚ 24H. Aleksandra Niwińska: "Jestem z siebie dumna!"


Opublikowane w czw., 31/10/2019 - 21:53
Czego spodziewałaś się po starcie w Albi, na co liczyłaś na MŚ?

Przede wszystkim na medal drużynowy. Wierzyłam, że mimo wszystko jestem w stanie pobiec na tyle dobrze, by pomóc dziewczynom wywalczyć podium. Indywidualnie, najbardziej optymistycznie, myślałąm o miejscu co najwyżej piątym. Nie potrafiliśmy zresztą tym razem przewidzieć, na co naprawdę mnie stać.

Bieg 24-godzinny nie jest chyba biegiem non stop? Jakieś, drobne choćby, przerwy musisz robić? Ile czasu biegłaś w ciągu tej doby?

Pierwszą przerwę, przymusową, miałam już w pierwszej godzinie biegu, bo okazało się, że wielu zawodnikom szwankują czipy do pomiaru czasu. Trzeba było się zatrzymać, żeby przepiąć czujnik. Potem dwa razy zmieniałam buty (błyskawicznie, bo bardzo pomogli moi serwisanci), raz koszulkę na długi rękaw, a po mniej więcej 21 godzinach po prostu usiadłam sobie na 3-5 minut, żeby odpocząć. Do tego kilka wizyt w toalecie. Myślę, że to wszystko zabrało jakieś 15 minut z tej doby.

A na końcówce pewnie już biegłaś wolniutko. Zmęczenie pewnie zrobiło swoje?

O nie! Ostatnia godzina to czas finiszu! Gdy rano na trasę przychodzą znowu kibice, wszyscy zawodnicy „zmartwychwstają” (śmiech). Ja około 40 minut przed metą wykręciłam najszybsze pętle. Andrzej Piotrowski, który pobił rekord Polski, końcowe kilometry robił nawet poniżej 4 minut na kilometr!

Co jadłaś na trasie, jak się nawadniałaś?

Przez 24 godziny biegu zjadłam 37 żeli energetycznych, rozcieńczonych rumiankiem albo yerba mate. Do tego kisiele i inne płynne rzeczy, zmiksowany banan. A z ciepłych rzeczy – około litra rosołu, który wcześniej sobie ugotowałam.

Jak wyszedł Ci bilans energetyczny biegu?

Nie szacowaliśmy jeszcze tego. Po takim biegu waga przeważnie stoi, dopiero po kilku dniach odnotowałam pierwszy spadek masy ciała, chociaż jem w tej chwili za dwóch (śmiech).

Dużo kontrowersji i oburzenia, zwłaszcza obserwujących to kibiców, wywołąła kwestia strojów reprezentacyjnych, w które wyposażył was na mistrzostwa świata Polski Związek Lekkiej Atletyki. Na zdjęciu zamieszczonym w sieci przez Patrycję Bereznowską widzimy króciutkie spodenki, koszulkę z krótkim rękawem, bluzę i czapeczkę w biało-czerownych barwach. Tyle, na 24 godziny biegu! Jak Ty sobie z tym poradziłaś?

Powiem krótko: nic nowego! Odkąd startuję w międzynarodowych imprezach mistrzowskich, a to był mój piąty raz w reprezentacji Polski, zawsze jest dokładnie tak samo. Kiedyś nawet w charakterze koszulek dostaliśmy topy! Przestało mnie to już bulwersować. Na szczęście dowiedzieliśmy się, że na zawodach z dostarczonego sprzętu obowiązkowa jest tylko koszulka. Jedną mieliśmy z mistrzostw świata sprzed 2 lat, drugą z tegorocznego sprzętu i w tym musieliśmy biec. Resztę, zwłaszcza spodenki, można było mieć, na szczęście, swoje.

A miałaś okazję tę koszulkę chociaż przetestować na treningu, sprawdzić czy nic nie ociera?

Nie za bardzo było kiedy, otrzymaliśmy sprzęt zbyt późno przed wyjazdem do Francji. Raz ją tylko założyłam na dłuższy trening. Szczęśliwie znałam ten model, bo nie zmienił się od kilku lat i wiedziałam czego się spodziewać. Na wszelki wypadek jednak, żeby nic się złego nie wydarzyło, na zawody założyłam na ciało swoją bluzkę, a dopiero na nią koszulkę reprezentacyjną.

Kilka dni po mistrzostwach jeszcze jedna kwestia niesamowicie zbulwersowała wiele osób. W internecie pojawiły się zdjęcia i dość realistyczny opis biegu Camille Heron, zwyciężczyni mistrzostw i rekordzistki świata, która miała chyba problemy żołądkowe, co się zdarza, ale przez wiele godzin pokonywała 1,5-kilometrową petlę w kostiumie zanieczyszczonym ekskrementami... Jak oceniasz tę sytuację i zachowanie Amerykanki?

Powiem najpierw, jak ja widziałam to zdarzenie, bo byłam naocznym świadkiem. Po kilku godzinach biegu Camille Heron mnie dublowała i wtedy zobaczyłam, że jest bardzo brudna. W pierwszej chwili było mi jej szkoda, bo taka wpadka może przydarzyć się każdemu. Byliśmy tuż przed stadionem, myślałam, że zaraz będzie strefa zmian i Amerykanka się umyje, przebierze. Większośc ludzi tego nawet nie zauważy.

Ale kiedy jakiś czas później dublowała mnie po raz drugi i nadal była brudna, a na dodatek miała jeszcze ubrudzone nogi, to już było bardzo słabe. Zastanawiałam się, gdzie jest granica w dążeniu za osiągnięciem wyniku. To już było jakieś zaślepienie! Mieliśmy przeciez warunki do umycia się i przebrania, na trasie były toalety, w każdej umywalka i mydło. Każdy normalny by się w takiej sytuacji ogarnął... Zresztą sędziowie dali jej za to dwie żółte kartki, jako ostrzeżenia, kolejna byłaby dyskwalifikacją. Dopiero w takim zagrożeniu, gdy nawet członkowie jej ekipy próbowali ją bezskutecznie ściągnąć z trasy, a inne ekipy protestowały, zrobiła ze sobą porządek. (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce