Marek Ciszyński: "Bez ręki też można fajnie biegać. I nie zamierzam z tego rezygnować!"
Opublikowane w czw., 27/06/2019 - 20:45
Marek Ciszyński ma 55 lat, jest Ślązakiem z Katowic. Od 17 roku życia nie ma lewej ręki, pozostał mu tylko krótki kikut przedramienia. W 1981 roku, udając się do szkoły, próbował wskoczyć do ruszającego pociągu... Był wtedy czynnym sportowcem, w technikum uprawiał biathlon.
Niespełna rok temu po raz pierwszy spotkałem go na biegowej trasie w górach. Było to w Gorcach, na zawodach GUT-48 km. Widok biegnącego z jedną ręką mężczyzny, który mimo poważnej niepełnosprawności poruszał się naprawdę żwawo i świetnie radził sobie z (jednym, oczywiście) kijkiem, był niesamowity. Przy którymś z kolei spotkaniu, nieśmiało zaproponowałem rozmowę na ten temat, a Marek... zgodził się bez najmniejszego problemu.

– Od 38 lat jestem niepełnosprawny, ale... jak sam powiedziałeś, proponując mi tę rozmowę, mam do swego kalectwa dystans. Nie rusza mnie, że ktoś mi się przygląda. Mam dobrego kolegę, który na przywitanie zawsze wyciąga do mnie lewą rękę - tę, której nie mam (śmiech). Nie ciskam się, bo wiem, że ma gdzieś moje kalectwo, tak samo jak ja mam je w... nosie. Zawsze mi powtarzał, żebym nie przejmował się niepełnosprawnością, tylko szedł do przodu. I o to chodzi!

Najbardziej ciekawiło mnie, jak Marek radzi sobie z bieganiem. Przecież brak ręki to zaburzona równowaga ciała, która przy naszej aktywności jest niezwykle ważna!
– Rzeczywiście, na pewno inna jest dynamika biegu, całkiem inna koordynacja i równowaga. Krzywi się, a przez to boli, kręgosłup. I nie chodzi tylko o to, że jeśli masz dwie ręce, to sobie równoważysz ciało w biegu. Ja na przykład mam lewą łydkę dużo grubszą niż prawą, bo bardziej ją obciążam, żeby dociążyć tę stronę ciała pozbawioną ręki. Sam zauważyłeś, jak poznaliśmy się na trasie, że lewe ramię mam wyżej niż drugie – jest lżejsze, a ja mam przez to skrzywiony kręgosłup. (czytaj dalej)
Strony
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »

