Marek Ciszyński: "Bez ręki też można fajnie biegać. I nie zamierzam z tego rezygnować!"

 

Marek Ciszyński: "Bez ręki też można fajnie biegać. I nie zamierzam z tego rezygnować!"


Opublikowane w czw., 27/06/2019 - 20:45

Marek biega już od kilkunastu lat i robi to wbrew opinii lekarzy, bo uważa, że ruch służy jego zdrowiu.

– Doktorzy mówią, że bieganie jest dla mnie zdecydowanie niewskazane –  przyznaje. – Ale ja mam całkiem inne doświadczenia. Każda forma aktywności fizycznej, a więc także bieganie, pomaga mi choć trochę wyjść z niepełnosprawności, czy - nie bójmy się tego słowa - kalectwa.

– Ruch jest dla mnie bardzo ważny. Każda aktywność fizyczna. – tłumaczy 55-letni biegacz. – Dużo pływam. Każdej zimy wiele czasu spędzam na nartach. Bardzo mi pomagają. Jeszcze przed wypadkiem, jako uczeń technikum, uprawiałem biathlon i zasuwałem na nartach z karabinem na plecach. Ale zjazdówki to też przewspaniały sport!

– Przez lata, każdej zimy oglądałem Justynę Kowalczyk i tak niesamowicie jej zazdrościłem, jak za metą padała z wyczerpania na twarz. Sam kilka razy tak padłem i wiem, jak wspaniałe to uczucie. Przy bieganiu masz to samo. Wiesz, że dałeś z siebie wszystko. Wyplułeś płuca, ale Twój organizm mówi ci: Super, fajnie! Bo człowiek jest maszynerią stworzoną do ciężkiej pracy, a im intensywniej jest używany, tym bardziej się udoskonala – mówi ze swadą.

Ale dla Marka Ciszyńskiego bieganie to nie tylko przyjemność, nie tylko terapia poprawiająca zdrowie. To naprawdę niełatwe wyzwanie.

– Muszę przyznać, że bieganie, a zwłaszcza bieganie w górach, wiąże się dla mnie z niesamowitym strachem. Bardzo boję się upadku. Ja dwa razy wyrżnąłem i to tak solidnie. Raz nawet złamałem ząb, a za drugim razem poleciałem na kamienie i strasznie się poobijałem. Na letnich Gorcach w ubiegłym roku widziałeś, że mam duży problem ze zbieganiem. To jest właśnie strach, żeby się nie przewrócić. Dla mnie złamanie jednego palca byłoby tragedią. Ty jak złamiesz palec to nic strasznego się nie dzieje, a poza tym padając lądujesz na dwóch rękach i w ten sposób się asekurujesz. Ja - ląduję od razu na twarz, ewentualnie na ramię, co najczęściej wiąże się z poważnym urazem.

Bieganie jest więc dla Marka trudne, ale... – Trudności w życiu są po to, by je „rozwalać”, a nie po to, żeby się poddawać – mówi stanowczo.

Do sportu wrócił po wypadku na początku XXI wieku, zbliżając się już do czterdziestki. Zaczął od biegania.

– Ze mną było jak z każdym mężczyzną. W wieku 25-30 lat zaczynasz pracować, budujesz dom, zakładasz rodzinę, wychowujesz dzieci. Powoli wsiąkasz w domowe życie, kapcaniejesz, trochę się osuwasz i zapuszczasz. To jest niebezpieczny wiek, zapuszczasz się i po czterdziestce, przed pięćdziesiątką wielu kończy zawałem serca. Jakiś czas temu wyszedłem spod prysznica i mój brat powiedział: „Marku, wziąłbyś się trochę za siebie! Robiłbyś coś, chłopie.” Rzeczywiście, brzuszek mi trochę urósł... (czytaj dalej)


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce