"To Święty Graal wędrowców". Łukasz Supergan po zimowym trawersie wyspy gejzerów i wulkanów
Opublikowane w śr., 11/03/2020 - 19:00
Wystarczyło normalne jedzenie, czy musiałeś wspomagać się suplementami?
Uzupełniałem jedzenie. Przyjmowałem: witaminę D3, bo jest ważna dla metabolizmu, a w górach wysokich wspiera aklimatyzację; żelazo - bo na wyprawach często nie mam zbyt wielu jego źródeł; akurat na Islandii nie było to problemem, ale niewielką ilość brałem profilaktycznie; witaminę C - na ogólną odporność i wchłanianie żelaza oraz probiotyk na trawienie i odporność. Po pięciu tygodniach doszedłem kompletnie zdrowy i - choć zmęczony - w dobrym samopoczuciu, wygląda więc na to, że zestaw był dobrze dobrany.
Bilans energetyczny podczas trawersu Islandii?
Zgrubnie strzelając – około 5 tysięcy kilokalorii dziennie. Tyle mniej więcej zjadałem. Wiele na wadze nie straciłem, przez cała wyprawę ubyły mi może 3-4 kg. Przy mojej normalnej masie 86-87 kg to tylko niecałe 5 procent, więc mocno nie schudłem. Zeszło mi tylko troszeczkę tłuszczu w pasie.

Opowiedz jeszcze o sprzęcie, z którego korzystałeś na wyprawie.
Miałem lekki namiot jednopowłokowy, który nie sprawdził się najlepiej ze względu na dużą wilgotność powietrza. Na szczęście ten defekt nadrobiła membrana, z której jest wykonany. Zdał egzamin dobry puchowy śpiwór z dużą rezerwą temperatury, do minus 25-27 stopni, bo zdarzały się noce w -20 stopniach.
Zastosowałem także dwa rozwiązania według mojego patentu. Miałem ze sobą puchową kurtkę, ale podstawą mojego ubioru stanowiły klasyczne tkaniny outdoorowe, a na wierzchu kurtka z ociepliną syntetyczną, a nie puchową. To też z powodu dużej wilgotności, nie tylko w strefach przybrzeżnych, ale nawet w środku wyspy. W takich warunkach puch może nie dać rady, a potem będzie też dłużej schnąć.
A drugie rozwiązanie, w Polsce mało popularne, to tak zwany „vapor barrier”: kładąc się spać nie wchodziłem bezpośrednio do śpiwora, bo moje ciuchy mogły być wilgotne, tylko najpierw otulałem się kokonem nieprzepuszczającym pary wodnej. Dzięki temu ubranie nie parowało w nocy i nie powodowało zawilgocenia puchowego śpiwora, który dłużej pozostawał suchy.
Natomiast co do reszty wyposażenia, stanowiły je taki sam zestaw ciuchów na niskie temperatury, który miałem w zeszłym roku na Kazbeku czy Elbrusie. Na Islandii też sprawdziły się znakomicie.

Gdybyś teraz kompletował sprzęt na wyprawę, coś byś zmienił w wyposażeniu, wziął coś więcej lub co innego? Czegoś ci brakowało podczas zimowego trawersu wyspy gejzerów?
Tak, ale to drobiazgi. Być może wziąłbym większy namiot. Moja „dwójka szturmowa” była chwilami trochę za ciasna, gdy na koniec długiego dnia marzyła mi się odrobina komfortu. Wziąłbym też nieco bardziej urozmaicone jedzenie. Ale więcej mógłbym powiedzieć o tym, co bym zostawił w domu, co okazało się niepotrzebne na wyprawie.
A zatem?
Przede wszystkim panel słoneczny do zasilania urządzeń elektrycznych, wielkości kartki A3 i ważący 400 gramów. Na początku wyprawy dzień trwał zaledwie 6 godzin, ale miałem cichą nadzieję, że w jej drugiej części trochę słońca jednak będzie i panel przyda się do ładowania baterii w telefonie czy aparacie fotograficznym. Panel jednak się nie przydał, bo nie łapał odpowiednio dużo słońca i wszystko ładowałem powerbankiem.
A powerbank jak się spisywał w mrozie i silnym wietrze? Jak go doładowywałeś?
Powerbanków miałem dużo i nie ładowałem ich w trasie, nie miałem jak. Ale bardzo ładnie wytrzymały przez ponad miesiąc. Powerbank dobrze trzyma energię nawet w niskich temperaturach, nie rozładowuje się sam z siebie, pod warunkiem, że jest w cieple podczas pracy, czyli gdy ładujesz z niego jakieś urządzenie. Najpierw więc ogrzewałem w śpiworze swoim ciałem telefon, aparat i powerbank, a dopiero później uruchamiałem ładowanie. Starałem się nie robić tego na mrozie.

Zrobiłeś na wyprawie mnóstwo zdjęć, nakręciłeś filmiki. Powstanie z tego jakiś dokument?
Zdjęcia na pewno zilustrują jakiś artykuł czy prezentację, a co do filmu... postaram się coś zmontować, ale nie mogę na razie powiedzieć jaka to będzie forma: długi film czy tylko krótka relacja. Kilka osób pytało na facebooku, czy powstanie z tej wyprawy książka. Nie, tym razem nie (śmiech). To nie była aż taka przygoda jak wędrówka po Łuku Karpat i przez Iran, z których napisałem książki. (czytaj dalej)

