"Dzięki bieganiu znalazłem miłość i mieszkam w Polsce". Andrij Starżynskij marzy o starcie w koszulce z orłem
Opublikowane w śr., 05/02/2020 - 20:15
Historia jest całkiem romantyczna... W sierpniu 2012 roku niejaki Andrij Starżynskij, 22-letni biegacz z centralnej Ukrainy, przyjechał na zawody do Klementowic, miejscowości koło Kurowa w województwie lubelskim. Wygrał tam III Międzynarodowy Bieg Życia na dystansie 6,5 km. Kolejny raz wywiózł do domu nagrodę finansową (bo nie był to jego pierwszy start w naszym kraju), ale po raz pierwszy coś znacznie cenniejszego, o czym wtedy jeszcze nie wiedział.
– Po zakończeniu zawodów zobaczyłem, że jakaś dziewczyna sama nosi krzesła. Miałem trochę czasu, więc jej pomogłem – opowiada nam biegacz. – Bardzo mi się spodobała, ale nie bardzo potrafiłem się z nią porozumieć, bo ani w ząb nie znałem polskiego. Miałem sporo czasu do pociągu, więc organizator zaprosił mnie do siebie na herbatę. A tam okazało się, że dziewczyna… jest jego siostrą. Poznaliśmy się lepiej, a znajomość zaowocowała miłością, po 2 latach ślubem i dwojgiem dzieci – podsumowuje historię swego związku z Polską.
W związku z Marią wychowują 5-letniego Maksa i 4-miesięczną obecnie Olę. Andrij, którego teraz wszyscy nazywają już Andrzejem, bo mieszka w Polsce już 6 lat, był wtedy bardzo dobrym biegaczem. Urodził się w czerwcu 1990 roku jeszcze w Związku Radzieckim, ale już rok później stał się obywatelem niepodległej Ukrainy. Mieszkał w Winnicy na wschodnim Podolu, w środkowej części Ukrainy i (tak jak teraz wielu naszych czołowych zawodników) był na sportowym kontrakcie w armii, pracował w Charkowie w policji wojskowej, odpowiedniku naszej żandarmerii.

Trenował i reprezentował armię w imprezach mistrzowskich, po których dostawał „błogosławieństwo” na starty „dla siebie”. Jeździł więc do Polski czy Holandii na biegi uliczne, w których mógł powalczyć o czołowe miejsce i zarobić w znacznie „twardszej” niż ukraińska hrywna walucie. – U nas byłem biegaczem, można powiedzieć, zawodowym, w 2012 roku reprezentowałem nawet Ukrainę w przełajowych Mistrzostwach Europy w Budapeszcie, wtedy gdy złoty medal w juniorach zdobył Szymon Kulka. Właśnie w biegach przełajowych byłem najmocniejszy, zdobywałem medale mistrzostw Ukrainy, natomiast bieżnia wychodziła mi trochę słabiej.

– Zacząłem trenować biegi jako nastolatek, jeszcze w szkole podstawowej – kontynuuje wspomnienia. – Wcześniej uprawiałem różne sporty, m. in. boks. Pięściarze dużo biegają, 10 kilometrów przed treningiem to nic nadzwyczajnego i mnie to bieganie bardzo się spodobało.
Szkoleniowiec z sekcji bokserskiej zgłosił mnie do biegu przełajowego, zająłem trzecie czy czwarte miejsce i pojechałem na zawody obwodowe. Tam też zakręciłem się blisko czołówki i tak się zaczęła moja przygoda z bieganiem. Zamiłowanie do tego sportu pozostało do dzisiaj, chociaż gdy rozpocząłem bardziej profesjonalne treningi bywało naprawdę ciężko. Nie raz po kilometrówkach czy odcinkach 400-metrowych mówiłem sobie, że to już ostatni raz! – opowiada ze śmiechem Andrzej Starżynski.

– Gdy osiągnąłem już w miarę wysoki poziom, moim trenerem był Petro Serafyniuk, olimpijczyk z Atlanty 1996 w maratonie. Pierwszy raz wystartowałem w Polsce chyba w 2010 roku, w wieku 20 lat. Kolega biegacz z Ukrainy, który pracował wtedy w Ostrowie Wielkopolskim, zaprosił mnie na przełaj w Krotoszynie, a potem fajny bieg w kopalni w Złotym Stoku na Dolnym Śląsku. (czytaj dalej)

