Relacja - 16 kwietnia

Relacja - 16 kwietnia


 

W drodze po Koronę Ziemi

Wyprawa na Dach Świata - dzień po dniu

Po kliku początkowych dniach ekspedycji  na Mount Everest, Zygmunt Berdychowski przesłał pocztą elektroniczną  z Lhasy - stolicy Tybetu- spisane pierwsze wrażenia, swoistą kronikę  wyprawy:

Dzień pierwszy - przelot do Katmandu - stolicy Nepalu

?Wyjazd pierwszy raz po pożegnaniu z całą rodziną, na szczęście bez dużych emocji. Droga bardzo męcząca, ciągły pobyt na klimatyzowanych  lotniskach, głowa boli jak sto diabłów. Człowiek nie jest do końca pewny czy to  przypadkiem  nie ze strachu. Pierwszy dzień szczęśliwie kończy się jednak  w stolicy Nepalu. Poznaję ludzi, z którymi będę w najbliższych dniach. Po południu uzupełniające zakupy w sklepach turystycznych. Podobno jest tu tanio, ale tak prawdę mówiąc pogubiłem się w przeliczeniach i nic nie potrafię powiedzieć. Wieczorem powitalna kolacja i oglądanie filmu o tym jak ludzie zdobyli najwyższą górę świata. Po wszystkim pomyślałem  tak jak na  Alasce pod McKinleyem ... ja zwariowałem , to jest niemożliwe abym  tam doszedł. To nawet nie strach, ale takie beznamiętne spojrzenie, to tak wysoko że, nie mam szans. Ludzi jest więcej niż myślałem, ale większość z nich nie ma zamiaru iść na szczyt. I jeszcze jedna refleksja - nie po raz pierwszy zresztą, nachodząca mnie na moich wyprawach - jakie to szczęście że mieszkam w Europie i w Polsce. O  Boże jaka tu bieda .To mniej więcej tak jak w Polsce kilkadziesiąt lat temu. Czy ci ludzie będą kiedykolwiek żyli tak jak my teraz?

Dzień drugi - Katmandu - stolica Nepalu

Nawet gdybym nie wiem jak się dokładnie pakował  (tym razem najpierw pakowałem się przed wyjazdem na Święta, potem jeszcze raz już po powrocie ze świąt wyjąłem wszystko i jeszcze raz sprawdzałem czy jest dobrze i nawet byłem o tym przekonany) to i tak zostanie coś czego człowiek nie weźmie z sobą. W moim przypadku niestety jest tego sporo, ale na szczęście mamy tu czas na to aby robić niezbędne  zakupy.  Po dzisiejszych rozmowach, aż człowieka   duma rozpiera z tego że jest Polakiem. Każdy z naszych  przewodników  chce powiedzieć  że zna się lub chodził z Polakami w najwyższe  góry świata. Wielicki, Pawłowski, Pustelnik, to dla nich nazwiska wyjątkowe, nawet w Polsce nie mamy pojęcia jak bardzo cenieni są ci ludzie, a śp. Jerzy Kukuczka to już prawdziwa legenda.  Dziwne, dlaczego w kraju  o tym mówi się tak mało. Przeziębienie, ostatnia pamiątka długiego lotu do środka Azji chyba ustępuje. Lekarstwa, które wziąłem,  zadziałały.

Dzień trzeci - Lhasa - stolica Tybetu

Nasza wyprawa jest już w Chinach. Tybet to kraj ogromnych kontrastów - z jednej strony nowoczesna autostrada (poziom europejski), z drugiej strony ludzie, którzy w polu pracują motykami i łopatami.  Nowoczesne, szerokie i czyste ulice w mieście, a równocześnie brudne i nieprawdopodobnie zaniedbane podwórka. Mieszkamy w bardzo dobrym hotelu. Na ulicach policja jest widoczna, ale nic nie wskazuje na to, że to miałoby być państwo policyjne. To co uderza, zwłaszcza w porównaniu z Nepalem, to te  czyste i szerokie ulice. Przelot z Katmandu trwał niecałe dwie godziny, odległość niewielka, ale różnica w wysokości ogromna, prawie dwa kilometry. Stolica Tybetu  położona jest na wysokość ponad 3,600 m, i to już się czuje. Dziś poznałem człowieka, który będzie ze mną w trakcie tej wyprawy. Siergiej jest z Tweru, a wspinaczką zajmuje się już trzydzieści lat. Nawet mogę z nim swobodnie rozmawiać po rosyjsku .

Dzień czwarty - Lhasa - stolica Tybetu

Tybet to Lhasa, a Lhasa to niesamowity Pałac Dalajlamy oraz  najważniejszy klasztor dla tybetańskich buddystów  i  morze   pielgrzymów, którzy przychodzą pomodlić się przed obliczem Buddy. Niesamowity  paradoks w państwie ateistycznym - tak ogromna manifestacja przywiązania do wiary. Muszę niestety zrewidować mój wczorajszy sąd że policji na ulicach nie ma dużo. Jak już człowiek pochodził po mieście to na usta ciśnie się tylko jedno: ależ tu dużo różnych mundurowych, a to policja, a to wojsko, a to jacyś inni funkcjonariusze. Pytanie najważniejsze, to pytanie o to kto to utrzymuje i jak to możliwe żeby tak dynamicznie rozwijający się kraj miał tylu ludzi, na których trzeba pracować ,przecież na dłuższą metę to nie jest możliwe. Choć to dopiero pierwsze dni naszej ekspedycji,  to   chciałbym by był już początek czerwca, bym wracał do domu i do pracy. Do góry jeszcze daleko, a ja już czuję rozłąkę z rodziną.

Dzień piąty - Opuszczamy Lhasę

Wyjazd z Lhasy do drugiego co do wielkości miasta Tybetu - Szygadze.  Droga zrobiła na mnie wielkie wrażenie, była nie tylko bardzo dobra, ale cały czas mogliśmy podziwiać budowę linii kolejowej do Katmandu i kolejnej nowej drogi. Jak na nasze europejskie kategorie przedsięwzięcie  niewyobrażalnie  wielkie. Tylu tak długich tuneli i estakad jeszcze nigdy nie widziałem. Rozmach tej inwestycji robi gigantyczne wrażenie, podobnie jak i wygląd tybetańskich wiosek ,w których czas się zatrzymał. Bieda w porównaniu do Lhasy niewyobrażalna.  Jak to jest możliwe, że w kraju, który ma aspiracje globalne, część społeczeństwa  żyje w warunkach urągających godności człowieka? Wielokrotnie też  zadawałem sobie pytanie dlaczego Chińczycy tak dużo inwestują w Tybecie. Wzdłuż całej trasy widać jak człowiek zmaga się z przyrodą. Buduje tamy, sadzi drzewa, przygotowuje melioracje, a wszystko to na wysokości ponad 4 tys. metrów. Ciągle zadaję sobie pytanie: czy z budową tej cywilizacji nie będzie tak jak z budowanymi na Syberia i w Kazachstanie miastach, które czemuś miały służyć, a dziś są tylko widmami ,o których nikt już nikt nie pamięta

Dzień szósty - Znów w drodze

Kolejny dzień niekończącej się podróży - tym razem z drugiego co do wielkości miasta Tybetu do ostatniego już naszego przystanku przed główną bazą pod Mount Everestem - miasta Szegar. Trudno w to uwierzyć, ale jedziemy cały dzień prostą, dobrze wykonaną drogą, która wydaje się nie mieć końca.  Jak okiem sięgnąć niewyobrażalna pustka. Równiny i góry koloru mocno czerwonego, trudno je z czymkolwiek porównać. Ale ta trasa jest niesamowita również i z tego powodu że stale pnie się do góry. Wreszcie pod koniec dnia mamy przerwę na przełęczy i krótki spacer w celu dobrej aklimatyzacji. Okazuje się, że przełęcz leży na wysokości  5400 metrów - to czwarta wysokość w moim życiu - rzec by można osiągnięta ?przy okazji"   w drodze do bazy w Himalajach. Spacerek okazuje się lekkim wyzwaniem, ze względu na wiatr który wieje z ogromna siłą - wydaje się, że jest w stanie porwać człowieka. Ale najgorsze przychodzi dopiero wieczorem. Ponieważ Szegar to miejscowość położona prawie na wysokości Mount Blanc, człowiek który pojawia się na takiej wysokości ma potężne problemy z aklimatyzacją. Na moje szczęście czekały tutaj już nasze rzeczy, które jechały z Katmandu  osobnym, wcześniejszym transportem

Dzień siódmy - Szegar, ostatnie miasto przed wspinaczką

Ten dzień zaczął się dla mnie źle, bo już w środku nocy obudziłem się z takim uczuciem jakby głowa pękała mi  na dwie części. Pomimo  że starałem się pić najwięcej jak tylko można nic to nie dało. Tak jak nie przyniosło efektu i to że stałem się nagle zwolennikiem zielonej herbaty czy czosnku. Myślałem że oszaleję. Ulgę poczułem gdy zrzuciłem z siebie dwie kołdry i koc, którymi się przykryłem wieczorem w obawie przed zimnem. Ale i tak rano było kiepsko i apetyt też miałem taki sobie. Dzień poświęciliśmy lekkie aklimatyzacyjne wejście na okoliczną górkę, która ma tylko 4800 metrów.  Szło się dobrze , aż byłem zdziwiony, a po powrocie obiad i odpoczynek w  hotelu. Jutro jedziemy do bazy pod Mount Everest -  żarty się kończą. Stracha mam niezłego, bo też i pomiary tętna i zawartości tlenu w organizmie rewelacyjne nie są, no ale może jakoś to będzie."

Obecnie Zygmunt Berdychowski jest w drodze do Bazy Głównej położonej na wysokości 5200  m n.p.m., do której powinien dotrzeć 17 kwietnia. Stąd po kilku dniach odpoczynku i aklimatyzacji rozpocznie się już wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi. Cała wyprawa potrwa około dwóch miesięcy a atak szczytowy planowany jest na drugą połowę maja. Dokładny termin uzależniony jest od bardzo zmiennej na tych wysokościach pogody.

     Partnerami wyprawy są: Festiwal Biegowy Forum Ekonomicznego oraz firmy Maspex, PZU  Życie, Grupa Energa,  Fakro, Enea SA i Ruch.

 

kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce