Piotr Grzebin: "Bieg 7 Dolin, czyli mój debiut w ultra"

 

Piotr Grzebin: "Bieg 7 Dolin, czyli mój debiut w ultra"


Opublikowane w pon., 15/09/2014 - 10:19

Jest 50 km, teraz myślę, że będzie już tylko z „górki” do mety. Zaczęły się bardzo długie zbiegi, ból narastał z każdym kilometrem, a odległość między 3 i 4 PK wynosiła 20 km. Na 56. kilometrze było już bardzo źle, ból był tak ogromny, że zbierało mi się na łzy. Myślałem, że to już koniec przygody. Zatrzymałem się, wiele osób mnie wtedy wyprzedziło, byłem załamany i zrezygnowany.

Do czwórki miałem 10km, po chwili uspokojenia poszukałem żelu chłodzącego na nogi. Po wysmarowaniu nabrałem lekkiej świeżości, co pozwoliło na delikatny trucht. Ruszyłem w kierunku Piwnicznej. Było to najdłuższe 10 km. Tam czekało sporo kibiców, to mi dodało otuchy, zapomniałem, przez co przeszedłem i zapytany czy biegnę dalej odpowiedziałem stanowczo TAK!

Byłem szczęśliwy. Ostatnie 20 km było wielką próbą charakteru, którą wygrałem. Można powiedzieć, że wygrałem już cały bieg, był to 66. kilometr i 8 godzina biegu. Szybki przepak, woda, smarowanie chłodzącym żelem obolałych nóg, 5 min i powrót na trasę. Wybiegając z PK cały czas słyszałem głośny doping kibiców. Zaczęły wracać siły i wiara, że teraz już będzie dobrze.

Ponownie wyprzedzałem zmęczonych biegaczy, czułem przypływ mocy i adrenaliny, postanowiłem ścigać się z czasem. 5 punkt kontrolny to była tylko przemyślana formalność. Kolejne kilometry zleciały pod znakiem samotności, odstępy między zawodnikami były duże, a równe tempo sprawiało, że biegłem kilometrami przez leśne ścieżki sam. 83 km.

Zaczyna się ostatni podbieg na Runek 1080m długa, kręta, asfaltowo-szutrowa droga prowadząca do schroniska przed szczytem. Dołączyłem do kilkuosobowej grupy, czułem, że muszę się jej trzymać. W przeciwnym razie zatrzymam się i nie będę w stanie biec.

Ostatni, 6. punkt kontrolny. Schronisko Bacówka nad Wierchomlą 89km. Byłem odwodniony, fizycznie i psychicznie wykończony. Pomimo tak ogromnego zmęczenia wmawiałem sobie, że teraz już nie mogę się zatrzymać. Trzy kubki wody wypite na miejscu, kolejne przelane do butelki i ruszam.

W tym samym czasie ze schroniska wybiega Andrzej, biegłem z nim wcześniej w grupie. Zamieniamy parę słów. Marek mówi, że ma coraz większe problemy z nogą. Biegniemy na szczyt, a w tym czasie pogoda się zmienia z upalnej i słonecznej na burzową. Mijamy upragniony szczyt. Zaczynamy zbiegać w ścianie deszczu. Marek stwierdził, że jego kontuzja na tyle utrudnia mu zbieganie, że powinienem biec dalej sam.

Rozdzielamy się, deszcz spowodował, że poczułem orzeźwienie i złapałem drugi oddech. Zbiegam na złamanie karku, chcę być jak najszybciej na mecie. Dołącza do mnie Jarek i dalej zbiegamy razem w strumieniach deszczu, zmieniając się pozycjami prowadzącego. W oddali słychać spikera i całe miasteczko biegowe, przyspieszamy, mijamy jeszcze kilka osób, z za pleców wybiega Andrzej. Chłodny deszcz zmniejszył dolegliwości i mógł nas dogonić. Ucieszyłem się, że dalej biegniemy we trójkę.

Wybiegamy na deptak ostatnie 100 metrów, tłumy wiwatują, pojawiają się łzy szczęścia, upragniona meta, radość, udało się coś nieosiągalnego… Zostałem ultrasem! Czas – 12:53:40. Miejsce open - 67.

Do zobaczenia za rok!

Piotr Grzebin

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce