6. Bieg na Wielką Sowę Ambasadora: „Na metę trzeba wbiegać z fasonem”
Opublikowane w śr., 19/08/2015 - 08:31
Wchodzimy na wierzę widokową, która tego dnia jest otwarta dla zawodników. Podziwiamy przez chwilę piękne widoki i truchtem wracamy do Ludwikowic, dopingując na trasie tych, którzy jeszcze mierzą się z Wielką Sową.
W Harendzie, skąd startowano i gdzie będzie wręczenie medali i losowanie nagród, korzystam z basenu. Teraz mam już wszystkie dyscypliny do triathlonu ;)
Wręczanie nagród, losowanie przebiega wzorowo. Żadnych opóźnień. Rach ciach i już. Nad wszystkim czuwa cały czas Pan Edek. Koniec losowania, wszyscy się rozchodzą i w ten sposób kończy się 6. Bieg na Wielką Sowę.
Kiedy w Harendzie zostają już tylko wolontariusze, organizatorzy i goście przyjezdni, tankuję na spokojnie izotonik, bo czeka mnie jeszcze powrót rowerem do domu. Na odjezdne rozmawiam jeszcze z Panem Edkiem i mówię mu, że impreza zorganizowana idealnie. Szef skromnie stwierdza, że można jeszcze lepiej.
Pewnie, że można. Tylko żeby to ocenić, trzeba tu przybyć za rok, w połowie sierpnia, i osobiście zmierzyć się z Wielką Sową, poczuć tę atmosferę, poznać takich samych wariatów jak my, i zobaczyć, jak powinna wyglądać impreza biegowa zorganizowana na najwyższym poziomie. Bogate pakiety, niskie wpisowe, żadnych problemów z zapisami last minute, szybka i sprawna obsługa biura zawodów, super atmosfera, świetne miejsce, i wielu wspaniałych biegaczy, a w śród nich na pewno ja!
Marcin Kotlarski

