"Zadałam sobie rany, ale wyszłam z tego silniejsza". Joanna Mostowska przebiegła 500 km GSB dla Mikołajka

 

"Zadałam sobie rany, ale wyszłam z tego silniejsza". Joanna Mostowska przebiegła 500 km GSB dla Mikołajka


Opublikowane w śr., 03/07/2019 - 17:52

Samo bieganie coraz częściej nie wystarcza. Treningi i zawody to za mało. Szukamy coraz większych wyzwań, granic samych siebie. Poszukujemy dla biegania głębszego sensu, propagując idee, edukując, zwracając uwagę na problem czy starając się pomóc potrzebującym.

Piszemy często i chętnie o takich przedsięwzięciach, bo dowodzą, że biegacze to najczęściej nie skoncentrowane na sobie narcyzy, ale osoby empatyczne, dzielące się swoją pasją i myślące o innych.

Dziś o Joannie Mostowskiej, która ostatnio pokonała 500 kilometrów Głównego Szlaku Beskidzkiego dla chorego Mikołajka.

Joanna mieszka w Warszawie, ma 37 lat, jest mamą dwóch córek (4 i 6 lat). Prowadzi klubokawiarnię dla podróżników w centrum stolicy, a biega - jak nam powiedziała - od zawsze. – Bieganiem zaraził mnie mój tata. Wyciągał na przebieżki już gdy chodziłam do „podstawówki”. Były to początki lat 90, a wtedy widok biegaczy wywoływał, delikatnie mówiąc, zdziwienie przechodniów. Zwykle pukali się w czoło!

A Joannie podobało się właśnie to, że robią z ojcem coś nietypowego. – I może tak właśnie mi zostało. Lubię iść dalej, zrobić coś innego!

Nie przeszkadzało, że nie było w jej bieganiu wielkich wyników. – Nigdy nie byłam szybka. „Życiówki” stały w miejscu, podczas gdy znajomi, których z czasem zaczynało biegać coraz więcej, osiągali lepsze czasy ode mnie. Ja jednak odkryłam w sobie coś innego. Wytrzymałość! Fizyczną i psychiczną – wspomina Joanna Mostowska.

Warszawianka zaczęła więc startować w biegach ultra, a po jakimś czasie pomyślała o czymś jeszcze dłuższym. – Postanowiłam zmierzyć się biegowo z Głównym Szlakiem Beskidzkim – mówi.

Od razu jednak chciała, żeby jej wyzwanie miało, poza sportowym, jakiś głębszy sens. – Długo się nie zastanawiałam, komu zadedykować bieg. Moja koleżanka ze studiów ma niepełnosprawnego synka. Mikołajek ma 2 lata i cierpi na genetyczną chorobę cri du chat (zespół miauczenia kota): nie mówi i nie chodzi, choć dzięki intensywnej rehabilitacji jest już tego coraz bliższy. Ogromnie się cieszę, że w czasie, gdy pokonywałam GSB, wpłynęło sporo wpłat na rehabilitację Mikołajka! – mówi uradowana.

Na miejsce startu biegu po GSB Aśka wybrała Ustroń. – Kierunek z zachodu na wschód był dla mnie naturalny. Beskid Niski i Bieszczady znam dobrze, więc te tereny chciałam sobie zostawić na koniec – tłumaczy. 

Pobiegła ze wsparciem, chociaż... Trochę było z tym kłopotów i niepewności. I to na samym początku. – W drodze do Ustronia „rozkraczył się” supportujący mnie samochód! Na start dojechałam więc „stopem” i pierwszego dnia biegłam z pełnym ekwipunkiem, bo nie było wiadomo, co i jak z autem. Na szczęście już od drugiego dnia miałam wsparcie Kuby. Mój jednoosobowy support organizował noclegi, trochę gotował i prał skarpetki – mówi z wdzięcznością. – Czasem wychodził też ze mną kawałek na szlak. Ale generalnie biegłam bez „zająca”.

Swoje siły i możliwości Joanna „wyceniła” na 8 dni. – Średnio miało to być 60 kilka kilometrów, choć, oczywiście, brałam pod uwagę wydłużenie tego czasu. Kobiece rekordy na tej trasie nie są zbyt wyśrubowane, założyłam więc, że nawet takiemu żółwiowi jak ja nietrudno będzie zrobić dobry wynik – uśmiecha się i od razu dodaje: – Rekord nie był celem samym w sobie. Zdaję sobie sprawę, że jest masa mocnych dziewczyn, które z łatwością mogą pobiec szybciej ode mnie! (czytaj dalej) 


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce