Szczawnica to nie tylko MP. Emocje na rekordowych Mnichu, Groniu, Hardym i Durbaszce
Opublikowane w wt., 30/04/2019 - 23:47
Nieco łatwiej o rekord trasy było na najkrótszym dystansie, bo… Hardy Rolling 11 km miał w tym roku nową trasę. Podczas piątkowej prezentacji elity, prowadzonej przez niżej podpisanego, Dariusz Marek zapowiedział jednak, że postara się go jednak wyśrubować tak, by przez lata niełatwo było go poprawić. Jak powiedział, tak w sobotę uczynił! Wygrał w czasie 46 minut i 15 sekund, na krótkim dystansie pokonał Marka Mitrofaniuka o blisko 2 minuty, a Dariusza Boronia – o ponad dwie.
– Do tej pory, Hardy Rolling odbywał się na stosunkowo krótkiej, acz typowo anglosaskiej trasie mogącej być dobrym wyborem na debiut w górach, a z drugiej strony zacnym sprawdzianem formy. Teraz trasa została wydłużona z 6 do 11 kilometrów, ale model biegu się nie zmienił. Mamy nadal suty podbieg z początkiem (ponad 100 metrów pionu na pierwsze kilometry), pojawiły się natomiast płaskie momenty poprzecinane strzelistymi górkami oraz sporo zbiegania, momentami trudnego technicznie – relacjonował nam Dariusz Marek.
– Opisując zakodowane podświadomie migawki z biegu mogę potwierdzić realizację taktyki w 100 procentach i radość z wygranej, która pokazuje, że można biegać szybko z treningów typowo górskich. Tuż po starcie wyszedłem na prowadzenie „rzeźbiąc” siłowo swoje tempo, które od razu wyniosło tętno na maksymalne obroty. Tak było aż do 3 kilometra. Znałem profil trasy, wiedziałem czego i gdzie się spodziewać.

– Po punkcie odżywczym planowałem uspokoić tętno i oddech na płaskim odcinku, lecz ekipa za mną naciskała, by jednak pędzić dalej na wysokich obrotach. Mniej więcej na 7-8 kilometrze spojrzałem ponownie za siebie i ujrzałem dwóch zawodników w niedużej odległości. To był moment na ostateczny atak, który nastąpił na dwóch „ściankach” - przed Szafranówką i drugą, już na ten szczyt. Długi zbieg do promenady nad Grajcarkiem znam doskonale, mocno tam pracowałem, by technicznie szybko pokonać ten element biegu. Na brukowej ścieżce prowadzącej do mety miałem już bezpieczną przewagę nad pozostałymi „ścigaczami”! Tak jak zapowiedziałem podczas spotkania elity: wygrałem z dobrym czasem. Nie jest to dowód arogancji, lecz potwierdzenie przynależności do czołówki zawodników, pomimo amatorskiego trenowania wplecionego w codzienne życie – podsumował start Dariusz Marek.
Hardy Rolling wśród kobiet wygrała Karolina Piątek. Krakowianka jako jedyna „złamała” godzinę, finiszowała w czasie 58:05. Na podium stanęły też Emilia Perz i Adriana Klappholz.
Rekord trasy - także na drugim co do długości dystansie Biegów w Szczawnicy, czyli Dzikim Groniu. Tu wystarczyło pobiec szybciej niż zwycięzca sprzed roku, bo rywalizacja na 64-kilometrowej trasie odbyła się dopiero po raz drugi. Tak oficjalnie, bo przecież Dziki Gron narodził się po tym, jak w 2017 r. organizatorzy skrócili trasę Niepokornego Mnicha i MP ultra z powodu złych warunków atmosferycznych i zawodnicy pobiegli właśnie po trasie Gronia.
Nie wiadomo wprawdzie do końca, jak z tym rekordem jest. Okazało się bowiem, że organizator za rekordowy na Groniu uznaje jednak czas 6:06:38 Marcina Świerca z 2017 roku, czyli z Mnicha "zerowego", pilotażowego rzec by można. – De facto właśnie wtedy Mnich stał się Dzikim Groniem – uzasadnia Kuba Wolski. – Jak robię tabele "all time" w informatorze, to wpisuję Mnicha 2017 już jako Gronia, uznając, że bardziej liczy się trasa sama w sobie, a nie nazwa biegu – dodaje.
Tak czy tak, wyczyn Piotra Szumlińskiego jest godny uznania: „Dziki” pokonał trudną trasę w czasie 6:18:41 i pokonał nie byle jakich rywali: Piotra Uznańskiego (który w doborowym składzie, z dwiema gwiazdami Wielkiej Prehyby - o czym niebawem - szykuje się do startu w Drużynowym Biegu 7 Dolin w Krynicy) oraz Artura Barana.
Najlepszą panią na Dzikim Groniu była Kamila Grzelak. Czas krakowianki 7:39:34, lepszy od wyników Marty Wenty i Beaty Lange o ponad kwadrans.
Z sukcesu Piotra Szumlińskiego bardzo cieszył się także Dominik Grządziel, który pół roku temu wygrał (z wspomnianym wyżej Biernawskim oraz Piotrem Huziorem) drużynówkę w Krynicy, a niedługo stworzy z Szumlińskim duet w Biegu Rzeźnika. Panowie chcą powalczyć w Bieszczadach o zwycięstwo i… mają na to ogromne szanse, bo Dominik też jest w wybornej formie. Sam wystartował w Wielkiej Prehybie i przegrał tylko z czterema najlepszymi zawodnikami mistrzostw Polski! Sam o medale nie rywalizował, bo pracując jako fizyk jądrowy na kontrakcie w słynnym instytucie CERN w Genewie nie miał wiele czasu na zrobienie licencji PZLA, do końca zresztą niespecjalnie był nią zainteresowany.
W pełni więc zasłużył na wspólne zdjęcie na mecie z tercetem medalistów MP.

Dominik Grządziel nie dał rady na Prehybie tylko medalistom MP: Bartłomiejowi Przedwojewskiemu, Krzysztofowi Bodurce i Kamilowi Leśniakowi oraz depczącemu po piętach temu ostatniego Pawłowi Czerniakowi. Zameldował się na mecie w czasie 3:37:11, dokładnie 2 minuty po Czerniaku, ponad 3 minuty „dołożył” za to Tomaszowi Kobosowi, który za ponad miesiąc będzie reprezentował nasz kraj na MŚ w trailu w Portugalii.
BIEGI W SZCZAWNICY 2019 - WYNIKI
Piotr Falkowski

